GAIMAN ZDECYDOWANIE NIE DLA MNIE // AMERYKAŃSCY BOGOWIE

,,Amerykańscy Bogowie" Neil Gaiman


Ciągle słyszę zachwyty nad książkami tego pisarza, szczególnie nad poszczególnymi tytułami. Kiedyś przeczytałam ,,Koralinę" i chociaż samą bajkę bardzo lubię, to jednak styl pisania mi nie odpowiadał, ale w końcu to była książka dla dzieci, więc postanowiłam zapoznać się z czymś lepszym i trafiło na ,,Amerykańskich Bogów", o których słyszałam najwięcej i najwięcej dobrego. Niestety ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu książka mnie nie zachwyciła. 
~*~

Główny bohater Cień po spędzeniu 3 lat w więzieniu za pobicie, zostaje zwolniony kilka dni wcześniej przed planowaną datą wyjścia, ponieważ jego żona zginęła w wypadku. W drodze do domu w samolocie trafia na faceta, który usilnie chce aby dla niego pracował, niestety Cień nie jest zbytnio do tego przekonany, jednak ostatecznie ulega. Jak się później okazuje tajemniczy Wednesday, jest Bogiem. 

~*~

Pierwsza rzecz, która najbardziej mnie rozczarowała, to sami Amerykańscy Bogowie, w ogóle nie tego się spodziewałam. Przyznaję liczyłam na coś pokroju bogów Greckich czy Egipskich. Niestety tutaj są to Bogowie różnych aspektów życia, starzy np. wojny, wschodu słońca, a nowi są związani z technologią, czyli mamy bogów telewizji, samochodów itp. co jest dla mnie totalną abstrakcją, bo ludzie na dobrą sprawę chociaż faktycznie żyją tą technologią, to przecież nie wierzą w tego rodzaju Bogów. 

W książce jest mnóstwo totalnie bezsensownych elementów, jak chociażby pierwszy z brzegu i najważniejszy. Wednesday zatrudnia Cienia, aby mu pomagał w osiągnięciu celu, aby go chronił, jeździł z nim i załatwiał różne rzeczy, a tymczasem okazuje się, że główny bohater przez całą książkę był bezużyteczny, ale to nie dlatego, że nic nie robił, ale dlatego, że Wednesday nie dawał mu nic do roboty, czasami tylko z nim jeździł, a tak to ciągle kazał się Cieniowi albo ukrywać, albo siedzieć i czekać na niego. To po co go w ogóle zatrudniał!? 

- Bogowie umierają. A kiedy umierają naprawdę, nikt ich nie pamięta, nikt nie opłakuje. Idee trudniej zabić niż ludzi, ale w końcu udaje się to zrobić.❠

Kolejna dla mnie bardzo zła rzecz, to styl pisania autora. Był dla mnie słaby, monotonny i w ogóle nie wciągający. Bardzo ciężko mi się czytało, bo niestety książka nie jest porywająca i nie da się jej czytać w szybkim tempie i gdyby nie to, że miałam teraz wolne i poświęciłam jej większość czasu, dzięki czemu przeczytałam ją w 3 dni, to pewnie czytałabym ją pół miesiąca i jeszcze nic z tego bym nie pamiętała. Dużo osób twierdzi też, że u Gaimana mniej w więcej 100-200 ostatnich stronach akcja nabiera tempa, niestety nie. Uważam, że jest takie samo od początku aż do końca. 

Dużym zaskoczenie było dla mnie to, że jest to książka bardziej dla starszych czytelników, nie wiem czemu ale ja myślałam, że to młodzieżówka. Na początku nie byłam właśnie przekonana do bohatera, przez jego wiek, ale ostatecznie bardzo go polubiłam. Uratował całą książkę, bo normalnie bym ją całkiem skreśliła, ale z sympatii do głównego bohatera, powieść wypadła nie najgorzej. Cień nie panikował, gdy dowiadywał się o nierealnych rzeczach, do wszystkiego podchodził spokojnie i z dużym dystansem. Uczestniczył w tym wszystkim, ale starał się też jakoś żyć po swojemu, dzięki czemu, to Jego historia ciekawiła mnie najbardziej, a nie Bogów. 


A wracając jeszcze do absurdalnych rzeczy. Uwaga, w tym akapicie będzie spoiler. Po pierwsze totalnie rozwaliło mnie to, że książka jest o Bogach Ameryńskich, a kiedy bohater umiera, to trafia w zaświaty do Bogów Egipskich, gdzie zostaje sądzony według ich zasad, czyli, że serce ma być lżejsze niż piórko. I w tym momencie miałam taki mindfuck... No kurde, to o jakich bogach ja czytam, co tu robią ci z Egiptu!? 
Po drugie mamy tu jeszcze dodatkową postać, martwą - żonę Cienia, która postanowiła zmartwychwstać i w ogóle nie widzę sensu bytu jej w tej książce. Nawet nie zostało wyjaśnione na jakiej podstawie ona w końcu jest, czy jest duchem, zombie czy czym, no wydawałoby się, że duchem, ale czemu robi takie rzeczy, które są niemożliwe, jak zabija, czy jedzie sobie gdzieś autostopem do jakiegoś miasta, mimo że jest duchem. 


Podsumowując, rozczarowałam się bardzo, spodziewałam się dobrej fantastyki napisanej w pięknym stylu, za który tak się chwali autora, a niestety dostałam totalnie bezsensowną książkę, która mnie trochę wymęczyła. Nie była ani porywająca, ani dobra. Jedynym plusem jest główny bohater, który sprawił, że ta książka była znośna i gdzieniegdzie nawet ciekawa, Reszta to dla mnie totalny kit i nie polecam. Styl pisania Gaimana nie jest dla mnie i nie będę więcej sięgać po Jego książki

★★★★★☆☆☆☆☆


Komentarze