Pewnego dnia Esther Vaughan znika bez śladu. Współlokatorka odnajduje w jej rzeczach niepokojące listy, pełne miłosnych wyznań i jawnych pogróżek. Jeżeli napisała je Esther, to cierpi na poważne zaburzenia i może być niebezpieczna.
Tego samego dnia w pewnym miasteczku pojawia się tajemnicza kobieta. Nikt nie wie, jak naprawdę się nazywa ani skąd pochodzi. Gdy zamieszkała w ponurym, zrujnowanym domu, stało się jasne, że szuka kryjówki. Kogo się boi? Przed kim ucieka? A może to nie ona jest ofiarą, tylko cierpliwie czeka, aż ktoś wpadnie w zastawioną przez nią pułapkę?
Tego samego dnia w pewnym miasteczku pojawia się tajemnicza kobieta. Nikt nie wie, jak naprawdę się nazywa ani skąd pochodzi. Gdy zamieszkała w ponurym, zrujnowanym domu, stało się jasne, że szuka kryjówki. Kogo się boi? Przed kim ucieka? A może to nie ona jest ofiarą, tylko cierpliwie czeka, aż ktoś wpadnie w zastawioną przez nią pułapkę?
~*~
Jest mi smutno, ponieważ spodziewałam się po tej książce więcej, a że się zawiodłam, to moja opinia będzie bardziej negatywna, nie lubię takich pisać, mam nadzieję, że nie skreślicie od razu książki, bo jest to najgorsze co można zrobić.
Zacznę od tego, że bardzo zaintrygował mnie opis fabuły, sprawdziłam nawet ocenę na goodreads.com, która jest całkiem dobra i zasadniczo postawiłam tej powieści bardzo wysokie oczekiwania. Chociażby dlatego, że ja lubię powieści psychologiczne i zawsze oczekuję, że będą dobre. Powinnam przestać z tymi oczekiwaniami...
Akcja książki toczy się w jakimś małym miasteczku nad morzem. Główną bohaterką jest młoda jeszcze dziewczyna Quinn, która wprowadza się do naszej bohaterki ze streszczenia Esther. Quinn bardzo mnie denerwowała. Uwielbiam książki z perspektywy pierwszoosobowej, ale tutaj dałabym wiele, że była jednak trzecioosobowa. Nie byłam w stanie już znieść tego co myśli Quinn. Ona jest tak głupia i ma nierówno pod sufitem, że miałam ochotę wyrzucić przez nią książkę przez okno. Są również rozdziały z punktu widzenia innego bohatera - Alexa. I za chiny nie mogę pojąć po co on w ogóle jest w tej książce...
Thriller jest nafaszerowany całą masą zbędnych opisów absolutnie nic nie wnoszących do fabuły, ani nawet akcji, co drugie zdanie odpływałam myślami, bo tak było nudno. A najlepsze są dialogi, które brzmią jakby pisała je jakaś totalnie młoda niedoświadczona pisarka. Chciało mi się aż śmiać ironicznie. Podaję przykłady dialogów:
1. "- Czy wszystkie zimy są takie? - pyta Ingrid.
- Owszem - przyznaję.
-Dostajesz jakieś wiadomości od mamy? [...]
A ja mówię:
-Nie."
2. "- Nigdy nie słyszałam, by były tak głośne - mówi Ingrid.
A ja na to:
- Ja też nie."
I takich dialogów jest całe mnóstwo. Najbardziej śmieszny mnie "A ja na to" i "A ja mówię". No kurcze nawet w książkach dla dzieci się tak nie pisze! Poprawcie mnie jeśli się mylę.
,,Kobieta znikąd" to miał być thriller psychologiczny, szkoda tylko, że dopiero na ostatnich 50 stronach, się pojawia nawiązanie psychologiczne. Autorka może i miała całkiem dobry zamysł na napisanie książki, ale fatalnie jej to wyszło. Myślałam, że powieść będzie porywająca i trzymająca w napięciu, ale ledwo ją dokończyłam.
Mam nadzieję, że ktoś z Was jeszcze ją przeczyta, bo jestem ciekawa opinii innych osób.
Ocena: 4/10 | Autorka: Mary Kubica | Tłumaczenie: Jan Kabat | Rok wydania: 2017 | Ilość stron: 334 | Gatunek: thriller | Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie wydawnictwu HarperCollins.
Komentarze
Prześlij komentarz